wtorek, 2 października 2012

Poskramianie wody w Holandii

Holandia to kraj, którego znaczna część powierzchni leży w depresji. Holendrzy od wieków zmagają się z wodą, której mają raczej za dużo niż za mało, i przez którą nie ma (nie było?) zbyt wiele miejsca na uprawy czy pastwiska. Z tego też powodu powstało w Holandii mnóstwo polderów (między innymi cała prowincja Flevoland leży na polderze, oraz byłej wyspie Urk), z których woda wypompowywana była wpierw za pomocą wiatraków (patrz: Kinderdijk), a obecnie za pomocą ogromnych stacji odpompowywania. Żeby poldery nie były ponownie zalane, Holendrzy ogrodzili się ogromnymi groblami (dijken), które są pod stałą kontrolą, żeby na przykład nie zagnieździły się w nich króliki, czy inne dziurawiące groblę stworzenia. Poza polderami i groblami powstało także mnóstwo tam (dammen) na rzekach, a same rzeki zostały bardziej lub mniej uregulowane. Zabieranie wodzie miejsca oraz budowanie domów w niebezpiecznie położonych obszarach, doprowadziło jednak do paru katastrof, z czego największej w lutym roku 1953, kiedy to pod wodą życie straciło ponad 2500 osób. 

Niebieskim kolorem zaznaczona Holandia pod poziomem morza:
Po roku 1953 w Holandii ruszyły ogromne prace mające na celu zapobieżenie przyszłym powodziom. O ironio, plany te powstały już przed katastrofą. Ich autor, Johan van Veen, ostrzegał już w roku 1937, że groble na południowym-zachodzie Holandii są za niskie. W roku 1950 udało się zamknąć dwa ujścia rzek Brielse Gat oraz Botlek, jednak powód tych prac był odmienny. Tamy na Brielse Gat oraz Botlek jako główny cel miały utworzyć zbiorniki ze słodką wodą na potrzeby ogrodnictwa. Ponadto, zniszczenia wojenne i koncentracja kraju na odbudowie z tych zniszczeń sprawiły, że priorytety Holandii leżały w całkiem innych miejscach. 

Dwadzieścia dni po katastrofie, 21 lutego 1953 roku, powołano tzw. Deltacommissie (Komisja Delty) pod przywództwem dyrektora generalnego Rijkswaterstaat (część Ministerstwa Infrastruktury i Środowiska, odpowiedzialna m.in. za zarządzanie wodą) Augusta Godfrieda Marisa. Komisja ta miała do wyboru jedną z dwóch opcji: albo podniesienie i wzmocnienie ponad tysiąca kilometrów grobli, albo zamknięcie niektórych ujść rzek, przez które woda mogła znów wedrzeć się do środka lądu. Jedynym wymogiem było to, by drogi morskie Westerschelde oraz Rotterdamse Waterweg, prowadzące do portów w Antwerpii, Gencie oraz Rotterdamie, pozostały otwarte. Żeby móc wybudować te ogromne zapory wodne w ujściu rzek, potrzebne były wpierw mniejsze "pomocnicze" tamy wgłąb lądu: de Zandkreek, de Krammer, de Grevelingen oraz het Volkerak (patrz grafika poniżej). Aby ułatwić realizowanie programu, w 1959 roku w życie weszło tzw. "prawo Delty" (hol. Deltawet).



Budowę pierwszej zapory wodnej/bariery przeciwpowodziowej rozpoczęto już w 1954 roku na rzece Hollandse IJssel. Tama ta miała chronić jedno z bardziej kluczowych z powodu dużej gęstości zaludnienia tego terenu, i bardziej zagrożonych zalaniem miejsc w Holandii (znajduje się tam bowiem najniższy punkt kraju, Nieuwerkerk aan den IJssel, 6,76 m p.p.m.). Jej otwarcie nastąpiło w r. 1958. Kolejne projekty to: Zandkreekdam (1960 r.); Veerse Gatdam (1961 r.); Grevelingendam (1965 r.); Volkerakdam (1969 r.); Haringvlietdam (1971 r.); Brouwersdam (1971 r.); Markiezaatskade (1983 r.); Oosterscheldekering (1986 r.); śluza Bathse spuisluis (1987 r.); Oesterdam (1997 r.); Philipsdam (1997 r.); Maeslantkering (1997 r.) oraz Hartelkering (1997 r.). Zapory te na co dzień stoją otwarte, dzięki czemu rzeka swobodnie wpływa do morza. W przypadku poważnego sztormu natomiast zapory zostają zamknięte, przez co morze nie może wpłynąć wgłąb lądu.


Pijlerdam

Projekt Delta, poza zapewnieniem bezpieczeństwa w czasie poważnych sztormów, ma także parę innych zalet. Tak też na przykład przesunęła się bardziej na zachód granica wody słodkiej, która stała się również łatwiej dostępna dla rolnictwa. Ponadto, poprzez połączenie wysepek prowincji Zelandia, znacznie poprawiła się dostępność wcześniej niemal całkowicie odizolowanych terenów. Dużo łatwiej można także rzekami zarządzać.

Jednym z ciekawszych projektów Deltawerken jest tzw. Maeslantkering. Jest to zapora ruchoma położona w ujściu "Nowej Drogi Wodnej" (hol. Nieuwe Waterweg), która prowadzi do portu w Rotterdamie. Pierwotnie chciano usypać wyższe groble wzdłuż Nieuwe Waterweg, ale osiągnięcie wystarczającej do zapewnienia bezpieczeństwa wysokości okazało się za drogie. Zdecydowano się więc na zaporę, która będzie się mogła zamknąć w momencie, gdy poziom wody w rzece za bardzo się podniesie (w tym przypadku powyżej 3 m n.p.m.). 

Zapora składa się z dwóch potężnych ramion ("drzwi"), wysokich na 22 i długich na 240 metrów każde. Dwie leżące wieże Eiffla. W razie zagrożenia drzwi te zostają w ciągu pół godziny automatycznie zamknięte (pomiędzy nimi pozostaje ok. 80 cm szczelina). Następnie przez około dwie godziny nabierają one wody, przez co stają się coraz cięższe i opadają na dno rzeki. Ruch taki możliwy jest dzięki specjalnie zaprojektowanemu mechanizmowi "stawu kulistego". Te największe na świecie stawy mają średnicę 10 metrów i wyprodukowane zostały przez Skodę. Kiedy zagrożenie minie, woda z ramion zostaje odpompowana i ramiona wracają na miejsce. Proces ten trwa również około 2,5 godziny. 



Co roku odbywa się próbne zamknięcie Maeslantkering. Automatyczne zamknięcie nastąpiło dotychczas tylko raz: 8 listopada 2007 roku. W styczniu br., w związku z szybkim podniesieniem się poziomu wody, system był przygotowany do zamknięcia, jednak do niego (na szczęście?) nie doszło. Maeslantkering ma chronić Holandię przez kolejne tysiąclecia. Szacuje się, że przekroczenie przez wodę poziomu pięciu metrów n.p.m. (mniej więcej poziom, do którego zapora ma "działać") ma szansę nastąpić raz na 10.000 lat. 



Z innych ciekawszych projektów należy wymienić projekt "Ruimte voor water" ("Miejsce dla wody"), o którym napiszę innym razem. Na koniec fajna animacja (niestety po holendersku, ale da się co nieco zrozumieć) na temat wzmacniania tzw. "słabych ogniw" linii brzegowej Holandii: 



wtorek, 18 września 2012

"Leden van de Staten-Generaal..."

Powrót po (bardzo) długiej przerwie. Sporo się w ostatnich miesiącach w Holandii wydarzyło. Między innymi podwyższono (obowiązuje od września br.) ograniczenie prędkości na wybranych odcinkach autostrad ze 120 na 130 km/h, co spowodowało nie lada chaos na drogach; zamknięto parę razy tunel kolejowy prowadzący do lotniska Schiphol z racji tajemniczych "pożarów"; oraz wybrano nowy skład parlamentu, który w tym momencie jest na etapie tworzenia koalicji rządzącej (co zapewne jeszcze trochę potrwa). O ile o tych tematach napiszę przy innej okazji, o tyle dzisiaj wspomnieć chciałam o ciekawej tradycji holenderskiej, zwanej Prinsjesdag.
Żródło: mijnkeuze.nl

Prinsjesdag (w dosłownym tłumaczeniu "dzień księcia") obchodzony jest w każdy trzeci wtorek miesiąca września. Jest to bardzo ważny moment dla holenderskiej polityki, albowiem w dniu tym "głowa państwa", czyli królowa Beatrycze, wygłasza mowę tronową. W mowie tronowej ujawniona zostaje polityka rządu na najbliższy rok. Po mowie, bieżący Minister Finansów w imieniu całego rządu przekazuje Izbie Niższej Stanów Generalnych (hol. Tweede Kamer) teczkę*, w której znajdują się tzw. "Miljoenennota", czyli  streszczenie przewidywanego budżetu Holandii. 

Ale może zacznijmy od początku. 

Sama nazwa "prinsjesdag" używana już była w XVII i XVIII wieku podczas obchodzenia urodzin książąt z dynastii Orańskiej. Natomiast w trzeci wtorek września roku 1787  celebrowano powrót do Hagi (z dwuletniego pobytu w Pałacu Het Oude Loo i w mieście Nijmegen) namiestnika (hol. stadhouder) Willema V. Niedługo potem postanowiono, że taką nazwę ("trzeci wtorek września") otrzyma także inauguracja posiedzenia Stanów Generalnych (która od 1887 do 1983** roku faktycznie w ten dzień miała miejsce).

Pierwszy "Prinsjesdag" w obecnym rozumieniu odbył się 2 maja 1814 roku. Do roku 1848 za treść mowy tronowej odpowiedzialny był tylko król, po zmianie prawa ministrowie dyktują to, co król/królowa ma narodowi powiedzieć. Obecny charakter mowy oraz "stały" dzień jej wygłaszania ustanowiono dopiero po pierwszej wojnie światowej. Wtorek wziął się z racji tego, że w poniedziałek większość ministrów nie miała szans na czas pojawić się w Hadze. W niedzielę nie można było bowiem podróżować (odpoczynek niedzielny). 

Przed mową tronową przez Hagę przejeżdża orszak królewski*** oraz królewska złota karoca z najważniejszymi członkami królewskiej rodziny. Karoca wyjeżdża o 12.50 z Pałacu Noordeinde i powoli toczy się ulicami Hagi, aby o 13.15 zatrzymać się na dziedzińcu Het Binnenhof. Królowa opuszcza karocę i kieruje się w stronę Ridderzaal (Sala Rycerska, piękna, miałam szansę zobaczyć podczas dni otwartych zabytków), by tam odczytać mowę tronową. Następnie królowa opuszcza Ridderzaal, na dziedzińcu odśpiewany zostaje hymn Holandii - Het Wilhelmus - po czym około godziny 13.50 orszak królewski wyrusza w powrotną drogę do Pałacu Noordeinde. O godzinie 14.00 rodzina królewska wychodzi na chwilę na balkon Pałacu (tzw. balkonscène). A godzinę później Minister Finansów "oferuje" Izbie Niższej teczkę z budżetem państwa oraz Miljoenennota.
Źródło: wikipedia.nl

To by było na tyle odnośnie Prinsjesdag. Niby nic, a jednak wielka ceremonia, którą większość Holendrów albo przeżywa na żywo, albo ogląda przed telewizorami. Ja osobiście polecam zwiedzenie wymienionych powyżej miejsc, łącznie z obiema izbami Stanów Generalnych :)



-------------------------------------------------

*Teczka ma na sobie napis "trzeci wtorek września" :) Przekazanie jej ma w obecnych czasach charakter symboliczny, dokumenty znajdują się bowiem na płycie CD. Dokumentów tych jest dość sporo z racji tego, że każde ministerstwo osobno obszernie rozpisuje własne przychody i wydatki. Samo "Miljoenennota" to podsumowanie budżetu. Dla zainteresowanych tegoroczne dostępne tutaj: Miljoenennota (po holendersku).

**Od roku 1983 nie mówi się o posiedzeniu Stanów Generalnych. Oznacza to, że nie musi ono być ani otwarte, ani zamknięte. Od tego roku Prinsjesdag łączony jest wyłącznie z mową tronową i Miljoenennota.

***Jak ktoś chce, to mogę osobno wymienić co dokładnie wchodzi w skład orszaku. Lista jest długa :P

czwartek, 19 lipca 2012

Rijkstraineeship

Jakiś czas temu napisałam na portalu społecznościowym, że znalazłam pracę w holenderskim Ministerstwie Infrastruktury i Środowiska (Ministerie van Infrastructuur en Milieu, IeM) jako tzw. "Rijkstrainee". Mimo wszystkich gratulacji, tak naprawdę tylko niewiele osób (głównie Holendrów) wiedziało, co to oznacza. Stąd krótkie wyjaśnienie w poniższym poście.

Program "Rijkstrainee" organizowany jest od roku 1997. We wrześniu ruszy zatem jego piętnasty etap. W ostatnich latach program ten cieszył się coraz większym zainteresowaniem ze strony absolwentów uczelni wyższych, a w bieżącym roku na 115 miejsc zgłosiło się ponad 2,5 tysiąca kandydatów. Łatwo zatem nie było.


Procedura selekcji rozpoczęła się w kwietniu. Pierwszy krok był w miarę łatwy: na stronie rządowej należało utworzyć swój profil, opisać to, co się dotychczas zrobiło (edukacja, zainteresowania, zajęcia dodatkowe, aktywność w organizachach itd.), napisać motywację i opisać swoje "zaangażowanie społeczne", oraz wypełnić parę testów, w tym test "umiejętności" (hol. capaciteitentest). Capaciteitentest badał m.in. umiejętności językowe (języka holenderskiego oczywiście) oraz logiczne i przestrzenne myślenie. Z testów dostawało się raport, który należało na swoim profilu udostępnić rządowi. Jeśli się tego nie zrobiło, automatycznie odpadało się z procedury selekcji

Na podstawie raportu kandydaci zostali przydzieleni do poszczególnych ministerstw. W moim przypadku było to Ministerstwo Infrastruktury i Środowiska i szczerze mówiąc nie miałam zielonego pojęcia skąd im się wzięło takie "połączenie" :-P Jak się później okazało, na przykład do Ministerstwa Spraw Zagranicznych szukano ludzi znających język rosyjski, arabski lub chiński. Miejsc: dwa. W przypadku IeM miejsc było dużo więcej, bo "aż" 36.

Kolejny krok w procedurze selekcji polegał na tym, że współpracujące z rządem HRM (Human Resources Management) zapraszało najlepszych kandydatów na "test op locatie" (czyli test na miejscu i pod kontrolą, żeby wykluczyć osoby oszukujące) oraz rozmowę z doradcą HRM na temat tego, dlaczego konkretne ministerstwo, co oferuje rząd i co nas w dalszej procedurze czeka. Mój test i rozmowa odbyły się 7 maja w Zwolle. Po tym etapie doradca HRM na profilu kandydata opisał swoje "wrażenia" z rozmowy, na co kandydat miał szansę napisać krótką reakcję. Dostało się także kolejny raport z testu. To wszystko należało znów udostępnić rządowi.

Na podstawie wyników z testu i rozmowy, HRM wybierało po pięć osób na jedno  konkretne stanowisko i te propozycje wysyłało do danego ministerstwa. Ministerstwo natomiast z pięciu osób wybierało trzech kandydatów do kolejnego etapu selekcji: rozmowę w Hadze. Informację o tym, że jestem jednym z tych "szczęściarzy", dostałam pod koniec maja, co oznaczało, że na solidne przygotowanie się miałam niecałe dwa tygodnie.

Sama rozmowa była bardzo przyjemna. Trwała (oficjalnie) godzinę, chociaż w moim przypadku przeciągnęła się o kolejne pół godziny. Było sporo żartów, ale też poważnych i dość ciężkich pytań, na które szybko musiałam wymyśleć odpowiedź. W poprawnej holenderszczyźnie. Dlatego po godzinie "przepytywania" byłam dość zmęczona i zaczęłam robić trochę błędów gramatycznych, ale na szczęście na to nie narzekali. Jednym z trudniejszych zadań było przedstawienie swoich kompetencji metodą "STAR" (Sytuacja - Pozycja/Zadanie - Akcja - Rezultat), ale solidne przygotowanie pozwoliło mi uniknąć wszystkich odpowiedzi typu "yyy", "uum" i "nie wiem". Po rozmowie miałam mieszane uczucia - wiedziałam, że zrobiłam co mogłam, ale nie wiedziałam jakie wrażenie zrobiłam na komisji i jak komisja będzie oceniać. Dlatego też zaczął się dla mnie tydzień niepewności...

O tym, że mnie przyjęto, zostałam poinformowana drogą telefoniczną. Radości nie było końca :-) Zwłaszcza w momencie, gdy usłyszałam słowa "Je hebt dat zelf gedaan!", czyli że sama to osiągnęłam. A osiągnięcie jest ogromne! :-) Teraz czeka mnie jeszcze rozmowa "zapoznawcza" z moimi koordynatorami na temat moich obowiązków i mojej "przyszłości" w programie. Program składa się bowiem z czterech miejsc pracy - na każde miejsce jest po pół roku. Dwa miejsca w oddziale, w którym zaczynam, jedno w IenM, i jedno tzw. detachering, czyli oddelegowanie do pracy w innym departamencie lub w instytucjach Unii Europejskiej. Dodatkowo obok pracy będę się dokształcać, co w moim przypadku jest idealne, ponieważ w ten sposób mogę dalej (i szybciej) rozwijać swoje umiejętności językowe :-)

Podsumowując: dzięki świetnej, uczciwej procedurze dostałam niesamowitą szansę na rozpoczęcie obiecującej kariery w Holandii. I szansę tą zamierzam w 100% wykorzystać :-)

poniedziałek, 18 czerwca 2012

Oranje wraca do domu

Stało się! Po raz pierwszy od 32 lat Holandia opuszcza Mistrzostwa Europy tuż po rundzie grupowej. Oranje w ME 2012 nie zdobyło żadnego punktu, dołączając tym samym do grupy "najgorszych zespołów" w historii ME:
  1. Dania (2000) - 0 bramek, 8 bramek straconych
  2. Bułgaria (2004) - 1 bramka, 9 bramek straconych
  3. Jugosławia (1984) - 2 bramki, 10 bramek straconych
  4. Turcja (1996) - 0 bramek, 5 bramek straconych
  5. Dania (1988) - 2 bramki, 7 bramek straconych
  6. Anglia (1988) - 2 bramki, 7 bramek straconych
  7. Grecja (2008) - 1 bramka, 5 bramek straconych
  8. Rumunia (1996) - 1 bramka, 4 bramki straconych
  9. Holandia (2012) - 2 bramki, 5 bramek straconych

Oranje przegrało pierwsze dwa mecze, z Danią (0-1) oraz z Niemcami (1-2). Już podczas meczu z Danią widać było, że Oranje nie jest w najlepszej kondycji. Holendrzy mieli ok. 30 podejść do strzelenia gola, ostatecznie nie padła jednak żadna bramka. Po przegranym meczu z Niemcami wielu straciło wiarę w to, że Holandia w ogóle wyjdzie z grupy. Jedyną szansą na ćwierćfinał była znaczna przewaga nad Portugalią oraz jednoczesna wygrana Niemiec w meczu z Danią. O ile Niemcy ten "warunek" spełniły, o tyle do wygranej Pomarańczowych nie doszło. W poniedziałkowe popołudnie Oranje opuści Kraków i wróci do zawiedzionej Holandii...

Podobno po powrocie po meczu do Krakowa zawodnicy pod hotelem Sheraton zostali powitani przez pijanych fanów cynicznym "Oranje wordt wereldkampioen!" ("Oranje zdobędzie Puchar Świata!"). Już w trakcie zmagań Pomarańczowych na ukraińskich stadionach, w internecie pojawiło się wiele żartobliwych filmików, zdjęć i artykułów. Niektóre nawet wyśmiewały Oranje. I tak na przykład można było znaleźć Oranje wystawione na marktplaats (używane, nie spełnia warunków, za darmo do odebrania w Polsce), sesję zdjęciową z Van Persim (np. Van Persie zmienia karierę: dumpert 1 i 2; Van Persie dzwoni do mamy, żeby go odebrała bo się zrobiło "niefajnie"), czy parodię najdroższej reklamy supermarketu, która zaczyna się od słów "Schowaj trąbkę do szuflady, opuszczamy ME". W oryginalnym, trzyminutowym klipie udział biorą zawodnicy Oranje i reklamują "ptaszki szczęścia", które, jak widać, szczęścia nikomu nie przyniosły.


W szary, poniedziałkowy dzień tylko niewielu będzie witać Oranje na płycie lotniska. Reszta Holandii zajęta będzie sprzątaniem wszystkich pomarańczowych elementów, którymi poobwieszane były domy i ulice (notabene właściciel pubu, w którym oglądaliśmy wczorajszy mecz, zaczął to robić już po pierwszej połowie...). Wszystkie sklepy przedwcześnie będą musiały wyprzedać pomarańczowe gadżety, które zawsze przynosiły sporo zysku. A kibice będą musieli skrócić "wakacje" na Ukrainie.

Dla Holandii to koniec Mistrzostw Europy 2012. 

Jammer. Volgende keer beter.

piątek, 15 czerwca 2012

Geslaagt!

Posta celowo zaczynam błędem gramatyczno-ortograficznym - poprawnie powinno być "geslaagd". Każdego roku, w okresie ogłoszenia wyników egzaminów w szkołach średnich w Holandii, robi się głośno wokół zasady "koftschip", dzięki której można się zorientować czy powinno się pisać "t", czy "d" na końcu tej formy czasownika*. Okazuje się bowiem, że w całej euforii związanej ze zdaniem egzaminów, holenderscy uczniowie często zapominają jak poprawnie powinno się zapisać, że się zdało ;-) W tym roku na (fikcyjnym) koncie królowej Beatrix na twitterze pojawiła się nawet wiadomość:


co oznacza: "Każdy uczeń, który zamieści #geslaagt na twitterze, może od razu swój dyplom zwrócić. Ostrzegamy."

Ogłoszenie wyników było przedwczoraj (VMBO) i wczoraj (HAVO oraz VWO). Od środy też przed wieloma holenderskimi domami wisi flaga holenderska z zawieszonym na niej tornistrem. Ma to sąsiadom i innym mieszkańcom obwieścić radosną nowinę, iż syn/córka zdał/a egzaminy. Ta ciekawa tradycja wiąże się z tym, że Holendrzy "nie mają nic do ukrycia". Podobnie jest na przykład z urodzinami, kiedy to dom obwieszony jest balonikami lub chorągiewkami, a przed nim stoi ogromny napis obwieszczający kto i ile kończy lat, albo kiedy to stawia się przed domem wielkie, dmuchane postaci z okazji Abrahama/Sary; z narodzinami dziecka (ponownie - baloniki lub chorągiewki w odpowiednim kolorze, bociany wbite w okna, imię dziecka wywieszone w oknie) albo ze ślubem, czy ze znalezieniem pracy. Takie kolorowe, uroczyste dzielenie się radością wywołuje u mnie zawsze uśmiech na twarzy :-)

Źródło: underdutchskies.com

O ogromnych oknach bez firanek chyba każdy już słyszał. Firany tak naprawdę w nich wiszą, ale pełnią bardziej rolę dekoracyjną, niż zapewniającą prywatność. Jako, że mieszkam na trzecim piętrze, problem braku firanek mnie nie dotyczy i nie mogę się wypowiedzieć na temat komfortu, lub jego braku, związanego z oglądaniem mojej własności. Ale muszę przyznać, że takie okna czasem kuszą, by podczas spaceru spojrzeć do mieszkania i podejrzeć, co tam ludzie w środku mają ;-)


-------------------------------------------------------------
Krótkie wyjaśnienie: po spółgłoskach K, F, T, S, CH, P i X, (poza paroma wyjątkami) powinno się pisać "t".

poniedziałek, 4 czerwca 2012

G.J. van Heekpark

W ostatnich tygodniach sporą część wolnego czasu spędzamy w parku im. G.J. van Heek'a. Park ten położony jest w północnej części Enschede. Na jego terenie znajdują się m.in. zabytkowa herbaciarnia, willa, berceau (kryty chodnik, zasklepiony półkolistą kratownicą, która podtrzymuje pnącza lub gałęzie drzew), obelisk im. G.J. van Heek, pomnik wojenny oraz korty do tenisa, korfballa i miejsce do gry w kule. Schemat parku można obejrzeć tutaj.


Zleceniodawcą i właścicielem parku był baron tekstylny Gerrit Jan van Heek (o baronach tekstylnych w Enschede powstanie osobny post). Śledząc przykład swojego brata Hendrika Jana van Heek, który podarował miastu Volkspark, pod koniec swojego życia Gerrit Jan postanowił przekazać park (ok. 11 ha) gminie Enschede. W akcie notarialnym z 6 czerwca 1918 roku, w którym potwierdzono darowiznę trzech budynków, zapisano także cele zagospodarowania obiektu:
  • Jako park świadczący możliwości do zrelaksowania się i do spacerowania.
  • Jako teren sportowy świadczący możliwości do wykonywania różnych typów aktywności fizycznej.
  • Jako plac zabaw dla dzieci.
Park został uroczyście otwarty 17 sierpnia 1918 roku. Jednak z powodu pierwszej wojny światowej, pawilony i trybuna nie mogły zostać jeszcze wybudowane (budowa rozpoczęła się dopiero w roku 1921), a z powodu problemów z zaopatrzeniem w żywność, w przyszłym parku posadzono ziemniaki. Po zebraniu ziemniaków firma Abbing ruszyła z realizacją projektu architekta P.H. Wattez, syna projektanta Volksparku. Monumentalny charakter parku podkreślono dwustronną, symetryczną konstrukcją z ogromnym (ok. 1,5 ha) owalnym trawnikiem w centrum. Trawnik ten był przeznaczony do różnych rodzajów gry w piłkę oraz na lekką atletykę. Ponadto powstały boisko do piłki nożnej, trzy korty tenisowe i plac zabaw dla dzieci. 1 kwietnia 1922 odsłoniono niemal 6,5 metrowy obelisk, zbudowany z ośmiu bloków w kształcie piramidy, położonych jeden na drugim. Z czterech stron cokołu, na którym stoi obelisk, znajdują się płaskorzeźby przedstawiające: (na lewo od napisów) sportowców, (na prawo od napisów) mężczyznę i kobietę jako ludzi pracujących, (z tyłu) sportowców i ludzi pracujących trzymających się za ręce. Zdjęcia archiwalne.


31 października 1929 roku w ręce gminy przekazany został inny park, leżący zaraz przy parku im. Van Heek, park Van Lochemsbleek. W latach osiemdziesiątych obiekty te zostały ze sobą połączone. Od roku 1995 Van Heekpark ma status Pomnika Narodowego (Rijksmonument).




Obecnymi, regularnymi atrakcjami G.J. van Heekpark są:
  • Lot balonem (za odpowiednią opłatą).
  • Treningi ptaków drapieżnych (za darmo).

O ile na lot balonem jeszcze się nie zdecydowaliśmy, o tyle treningi ptaków drapieżnych odwiedzamy przy każdej okazji. Właścicielami ptaków jest sympatyczna rodzina Poliste, która posiada ok. 17 różnych okazów. Podczas treningów możemy zobaczyć m.in. bielika amerykańskiego o imieniu Tukker, puchacza syberyjskiego Sumo, puchacza zwyczajnego Naboo, myszołowy Jack, Saba i Maiza, puszczyka mszarnego Frodo czy płomykówkę Maus. Od czasu do czasu organizowane są demonstracje, podczas których dzieci dostają rękawicę, na której siadają (mniejsze) ptaki. Odważni mogą po demonstracji zrobić sobie zdjęcie z Tukkerem. Polecam! :-)

Tukker
Maiza
Sumo
Naboo

niedziela, 22 kwietnia 2012

Porażka w Catshuis. Co dalej?

Tydzień temu pisałam o ważnych dla rządu negocjacjach w Catshuis (patrz: Piątek trzynastego), których tematem były cięcia budżetowe. Powodem cięć jest oczekiwany na rok 2013 deficyt budżetowy w wysokości powyżej 3% PKB, co oznacza przekroczenie dopuszczonego przez Unię Europejską poziomu deficytu (kryterium ustanowione na mocy Paktu na rzecz Stabilności i Wzrostu) i wszczęcie przez Komisję Europejską procedury nadmiernego deficytu

Negocjacje te praktycznie były już zakończone. Partie otrzymały pozytywną opinię Centralnego Biura Planowania (CPB) i miały jedynie dopracować szczegóły. Niespodziewanie jednak lider partii PVV, Geert Wilders, opuścił miejsce obrad. Podczas popołudniowej konferencji prasowej wyjaśnił, iż partia PVV nie zgadza się na pakiet, który byłby szkodliwy dla wzrostu gospodarczego w następnych latach, przyczyniłby się do wzrostu bezrobocia oraz obniżenia siły nabywczej osób na emeryturze. "I to wszystko po to, by zrealizować wymaganie trzech procent deficytu. PVV nie akceptuje tego, by osoby starsze musiały płacić za bezsensowne wymagania z Brukseli*. Dlatego też oceniliśmy ten plan jako nie do zaakceptowania" (źródło: nu.nl). 

Konsekwencją wystąpienia Wildersa z obrad (i z koalicji), jest nieunikniony upadek rządu Rutte I. Partie muszą teraz złożyć na ręce królowej dymisję, którą królowa może przyjąć, przyjąć pod pewnymi warunkami lub całkowicie odrzucić.

Źródło: www.geenstijl.nl


Co teraz?

Premier Mark Rutte zapowiedział na poniedziałek 23 kwietnia nadzwyczajne posiedzenie Rady Ministrów, podczas którego ma się poradzić odnośnie tego, co dalej. Przyspieszone wybory odbędą się prawdopodobnie we wrześniu lub październiku bieżącego roku. W międzyczasie rząd mniejszościowy tak czy inaczej musi uchwalić nowy budżet na przyszły rok. Czy osiągnie sporny cel: deficyt budżetowy poniżej 3% PKB - ciężko w tym momencie powiedzieć.


------------------------------
*Co ciekawe, podobno rok temu (źródło: GeenStijl) pan Wilders głosował za wnioskiem złożonym przez pana Arie Slob (partia ChristenUnie), który podkleślał istotę przestrzegania wymogu 3% deficytu budżetowego.

sobota, 14 kwietnia 2012

Piątek trzynastego

Krótki post zainspirowany wczorajszym komiksem Fokke & Sukke




Pięć tygodni temu rządzące partie VVD, PVV i CDA zasiadły po raz pierwszy do negocjacji nad kolejnymi cięciami budżetowymi. Oczekiwana wysokość oszczędności waha się pomiędzy 10 a 16 miliardów euro. Obrady toczą się obecnie każdego dnia w budynku zwanym Catshuis (patrz: komiks), do którego większość posłów dojeżdża na rowerze. O czym dokładnie rozmawiają - poza wtajemniczonymi nie wie tego nikt. Próby wydobycia choćby jednego słowa z ust parlamentarzystów kończą się niepowodzeniem, czasem nawet upadkiem..

Źródło: nos.nl

Różne źródła podają, iż premier Rutte rozmawiał wczoraj z Kees'em van der Staaij, przewodniczącym partii SGP (hol. Staatkundig Gereformeerde Partij, Polityczna Reformowana Partia) na temat poparcia podczas głosowania, zarówno w Pierwszej, jak i w Drugiej Izbie Stanów Generalnych. Przypomnę, że Rutte zyskał już wsparcie SGP podczas niedawnego głosowania nad wnioskiem potępiającym tzw. "Polenmeldpunt"*. 

Według źródeł Het Financieele Dagblad, najważniejszym tematem, nad którym się obecnie dyskutuje w Catshuis, są cięcia w systemie opieki zdrowotnej. Temat ten szczególnie wrażliwy jest dla PVV, która zorganizowała kampanię na temat inwestowania w system opieki nad starszymi i jest przeciwko podwyższania już i tak za wysokiego tzw. "eigen risico" (udział własny). Dwa tygodnie temu Wilders przerwał nawet negocjacje twierdząc, że nie widzi powodów do dalszych rozmów. Dzień później jednak wrócił do stołu obrad.

Partie polityczne na negocjacje mają coraz mniej czasu. Jak tylko uzyskają porozumienie nad treścią wniosku, zostanie on przesłany do zatwierdzenia przez het Centraal Planbureau (Centralne Biuro Planowania). Po uzyskaniu pozytywnej opinii CPB, wniosek zostanie zaprezentowany i omówiony przez frakcje w parlamencie, który następnie (do 30 kwietnia) musi go przesłać do Komisji Europejskiej. Nic dziwnego zatem, że w ostatnich dniach tyle się o "Catshuis" mówi. 

Wracając do komiksu, oto tłumaczenie:

Fokke i Sukke podejmują dzisiaj decyzję:

- Dobra panowie, dla kogo będzie to prawdziwy piątek trzynastego?
- Dla systemu zdrowotnego, edukacji czy dla policji?




-------------------------------------------------------
*Z powodu portalu Wildersa, z PVV wystąpił Hero Brinkman. Jedynie z panem Brinkman koalicja rządząca miała większość w parlamencie (dokładnie 50% + 1). Dlatego też obecnie SGP znacznie wzrosła na znaczeniu.

środa, 28 marca 2012

Polacy w Holandii - cd.

Wczoraj (wtorek, 27 marca) parlament holenderski zagłosował nad wnioskiem złożonym przez partię D66, dotyczącym tzw. "punktu składania skarg na obywateli z Środkowej i Wschodniej Europy" (hol. Meldpunt Midden- en Oost-Europeanen). Punkt ten, w postaci strony internetowej*, założony został jakiś czas temu przez polityka Geert'a Wilders'a, który na co dzień nie ukrywa swojej nienawiści do wszelakich imigrantów "kradnących" pracę Holendrom. Według słów Wildersa, w ciągu paru godzin po otwarciu na stronę wpłynęły tysiące skarg, ale jakiej treści i czego dokładnie dotyczące - tego ujawnić niestety nie chce. Istnienie strony oraz brak reakcji holenderskiego premiera wywołały oburzenie w całej Europie. Ze wszystkich stron nawoływano do potępienia akcji Wildersa, czego premier Mark Rutte nie zrobił (i zrobić nie zamierza). Bojkot holenderskich towarów, protesty, nagonka w zagranicznych (czyt. polskich) mediach, groźby ze strony Unii Europejskiej, zmusiły w końcu holenderskie partie do spłodzenia wniosku, w którym to parlament holenderski "odcina się" (hol. neemt afstand van) od punktu składania skarg na tzw. MOE-landersów (gdzie "moe" znaczy tyle co "zmęczony"). Poparcia wnioskowi udzieliły między innymi partie D66, CDA, SP, GroenLinks oraz PvdA. Przeciw głosowały VVD (partia premiera Marka Rutte), SGP oraz PVV.

Ale o czym to ja... a tak, MOE-landers, "zmęczeni" pracownicy, którzy "kradną" pracę Holendrom. Hehe... Chyba już kiedyś wspominałam o tym, że Holandia ma rozbudowany system, który bezrobotnym Holendrom gwarantuje tzw. uitkering, czyli po naszymu zasiłek. Zasiłek i różne "dodatki na" są na tyle duże, że wygodniej jest bezrobotnemu siedzieć w domu na dupsku przed telewizorem, niż wysilić się nieco, czyli wstać i popracować. Ponieważ jednak państwo holenderskie ostatnio ma gospodarcze problemy i premier Rutte tnie gdzie popadnie, postanowiono bezrobotnych wysłać do pracy, jednocześnie grożąc, że jak pracować nie będą (bez podania bardzo poważnego powodu), ich zasiłek zostanie obniżony lub całkowicie im odebrany. 

W poniedziałek 26 marca gmina Westland oraz dwie agencje pracy zorganizowały akcję, która polegała na tym, że holenderskich bezrobotnych z miast Rotterdam, Haga, Delft i Westland wpakowano w autobusy i zawieziono do szklarni na obrzeżach Rotterdamu, żeby im pokazać możliwe miejsca pracy. W szklarniach tych pracują obecnie Polacy, których nota bene zachwalano za precyzję i zaangażowanie. Holenderscy bezrobotni krzywym okiem spojrzeli na czynności wykonywane przy cebulkach i kwiatach, i niemal z obrzydzeniem obrócili się na pięcie i wrócili do autokarów. Zapytany przypadkowy "kandydat" o to, czy chciałby w danej szklarni pracować, odparł bardzo niepewne "taaak, taaak".

W dzisiejszym De Telegraaf (źródło może nie najlepsze, ale artykuł poparty został także przez nu.nl) możemy przeczytać iż:

Z danych dostarczonych przez gminy wynika, że głównie bezrobotni z Rotterdamu "dali ciała". Po wieczorze przygotowującym do wyjazdu, na którym stawiło się 600 bezrobotnych, zaledwie 325 osób zadeklarowało chęć udziału w wycieczce i oprowadzeniu po szklarniach. W dzień wyjazdu 65 osób wiedziało już, że nie chce jechać. Dodatkowo, kolejne 28 osób od razu po wizycie w szklarni oświadczyło, że nie zamierza tam pracować.
De Telegraaf wyjaśnia dalej, że ze wszystkich uczestników akcji zaledwie 200 wybranych osób będzie mogło od kwietnia zacząć pracować. Reszta musi poczekać, aż zwolnią się miejsca - kolejny powód do narzekania na MOE-landersów...?


---------------------------------------
*Według różnych źródeł strona ta padła na parę godzin w poniedziałek wieczorem, po tym jak TVN wyemitował parodię Wildersa w "Szymon na żywo". Obecnie osoby logujące się z Polski nie mogą już wysłać formularza.

środa, 8 lutego 2012

Nederland van boven

Powrót po dłuższej przerwie.

Obejrzeliśmy dzisiaj ostatni odcinek jednego z ciekawszych seriali dokumentalnych na temat Holandii - Nederland van boven (dosłownie "Niderlandy z góry"). Nederland van boven zrealizowane zostało w 2011 roku przez holenderskie stowarzyszenie radiofonii i telewizji VPRO. Inspiracją do powstania dokumentu były seriale: brytyjski "Britain from Above" (BBC, 2007) oraz niemiecki "Deutschland von Oben" (ZDF, 2010). 

Źródło: winkel.vpro.nl

Nederland van boven składa się z dziesięciu odcinków, które ukazują imponujące widoki nakręcone z pokładu helikoptera, samolotu czy balonu, oraz zarejestrowane przez satelitę. Obok widoków mamy wywiady (na ziemi i w powietrzu) z różnymi ludźmi znającymi się na rzeczy oraz wizualizację graficzną poszczególnych zagadnień. Wszystko to opatrzone jest komentarzem sympatycznego prezentatora (Roel Bentz van den Berg) i ma na celu ukazanie codziennego życia i działalności Holendrów, a także wyjaśnienie tego, jak mentalność mieszkańców ukształtowała Niderlandy.

Źródło: weblogs.vpro.nl

Idealnym podsumowaniem programu jest stare holenderskie powiedzenie: "God schiep de aarde, maar de Nederlanders schiepen Nederland" (dosłownie: "Bóg stworzył Ziemię, ale Holendrzy stworzyli Holandię"). Obrazy przedstawiają dzielnice miast, ulice, pola, lasy, poldery, jeziora, rzeki, które zaplanowane są tak, by optymalnie wykorzystać każdy skrawek cennej ziemi. Nic w tym dziwnego, bowiem 41,5 tys km2 powierzni państwa zamieszkane jest przez 16,7 miliona mieszkańców, z których każdy chciałby mieć coś dla siebie. Ta (trudna) sztuka mierzenia i planowania wprowadzona została stopniowo od końca XIX wieku, kiedy to gwałtowny wzrost liczby ludności wymusił szybką rozbudowę miast. Wcześniej obowiązywała zasada "gdzie się urodziłeś, tam była twoja ziemia i mogłeś z nią robić, co chciałeś". Budowano przeważnie wokół kościoła lub wzdłuż kanałów, a każdy dom był unikatowy. Od XIX wieku zasady te zaczęły się zmieniać na rzecz planowania na dużą skalę, powoli wprowadzano miejscowe plany zagospodarowania przestrzennego (hol. bestemmingsplannen), określające przeznaczenie terenów w poszczególnych gminach. Po II wojnie światowej gminy powołały Fundusz Budowlany (hol. het Bouwfonds) celem budowy tanich ("przystępnych") mieszkań socjalnych. Za sprawą Funduszu zaczęły zatem powstawać duże dzielnice z blokami lub domami nie różniącymi się zbytnio od siebie. Jednocześnie uzyskanie pozwolenia na budowę własnego domu stawało się coraz trudniejsze. Zaostrzały się warunki uzyskania pozwolenia, którym trzeba było sprostać, przez co budowa jednego domu była (i jest nadal) dużo droższa niż budowa całych kompleksów mieszkalnych. Na szczęście dla kupujących architekci, śledząc gusta Holendrów, zrezygnowali z tworzenia ogromnych blokowisk, które powstawały na początku wspomnianych zmian, na rzecz mniejszych, pojedynczych domków otoczonych skrawkiem natury. Nie zmienia to jednak faktu iż Holandia obecnie, zarówno na ziemi, jak i z perspektywy lotu ptaka, wygląda jakby była zaprojektowana z linijką w ręku... co w sumie dalekie od prawdy nie jest. Wyjątkiem tutaj jest dzielnica Roombeek w Enschede, o której pisałam jakiś czas temu (patrz: Roombeek). 


Źródło: weblog.vpro.nl

Temat zarządzania naturą jest tak obszerny, że dokładnie przedstawię go w osobnym poście. Przypomnę tutaj tylko tyle, że Holendrzy dużo lądu "wykradli" morzu poprzez tworzenie polderów (patrz: Kinderdijk). Osuszanie bagien, budowanie grobli (hol. dijk), wałów, polderów, tworzenie sztucznych jezior, sztucznych wysp czy sadzenie lasów spodobało się Holendrom do tego stopnia, że tam, gdzie ziemia nie nadaje się do użytku, tworzy się z natury sztukę. Po co? Żeby było ładnie, i żeby mieszkańcy ze swojego państwa byli dumni. Ale natura nie zawsze da się poskromić i obszary, na których próba stworzenia np. polderów się nie powiodła, zwane są przez Holendrów "prawdziwą naturą". Sprytne, prawda? Holendrzy zrezygnowali także z prób poważnego regulowania rzek. Idea była taka, żeby koryto rzeki jak najbardziej ograniczyć poprzez budowę wysokich wałów i na uzyskanych obszarach budować domy mieszkalne. Jednak zagrożenie ich zalania podczas podniesienia poziomu wód było zbyt prawdopodobne i z planów tych zrezygnowano (tudzież przywrócono rzekom ich naturalny bieg w miejscach, gdzie plan zdążono już wdrożyć).


"Zielona Katedra", źródło: www.kunstindeopenbareruimte.nl




Nederland van boven składa się z następujących odcinków, które polecam obejrzeć:
  1. 24 uur Nederland (Doba w Holandii) - rytm dzienny, godziny szczytu, korki oraz używanie wody i telefonów komórkowych. Interaktywna mapa na stronie: "Jak daleko można zajechać w danym przedziale czasowym: transport publiczny i/lub samochód".
  2. De hongerige muil van Europa (Głodna paszcza Europy) - holenderska delta, port w Rotterdamie oraz transport śródlądowy.
    Interaktywna mapa: "Gdzie można robić zakupy?".
  3. Nederland knutselland ("Robótki ręczne" w Holandii) - osuszanie lądów, uprawa ziemi, ogrodnictwo, rybołowstwo, kartografia.
    Interaktywna mapa: "Gdzie znajdziesz rolników?".
  4. Vrije tijd (Czas wolny) - las, plaża, Dzień Królowej w Amsterdamie.
    Interaktywna mapa: "Gdzie odpocząć?".
  5. Wilde natuur (Dzika natura) - oryginalne i stworzone przez ludzi obszary natury: śledzenie za pomocą GPS jeleni, saren i mew.
    Interaktywna mapa: "Gdzie znajduje się dzika natura?".
  6. Water: vriend of vijand (Woda: przyjaciel czy wróg) - wały, groble, ryzyko powodzi.
  7. Waar wij wonen (Gdzie mieszkamy).
    Interaktywna mapa: "Gdzie mieszkamy?".
  8. Waar is het gevaar (Gdzie jest niebezpiecznie) - od policji do F-16.
    Interaktywna mapa: "Gdzie jest niebezpiecznie?".
  9. Bodemschat of afvoerput (Skarby ziemi czy wysypisko śmieci) - surowce, kanalizacja, kable elektryczne.
    Interaktywna mapa: "Gdzie kopać?".
  10. De lucht in (W powietrze) - helikoptery, samoloty, balony nad głowami Holendrów.
    Interaktywna mapa: "Ptaki i samoloty".