sobota, 19 lutego 2011

Co robią holenderskie dzieci po szkole?

Odpowiedź: blokują wyjście z supermarketu Albert Heijn
Dlaczego?
Odpowiedź: Voetbalplaatjes...



Dzisiaj będzie o kolejnym zjawisku ostatnich tygodni - mianowicie o tym, jak holenderskie dzieci spędzają czas wolny ;)



Voetbalplaatjes są to karty bądź naklejki przedstawiające poszczególnych piłkarzy, całe zespoły, loga klubów piłkarskich oraz jakieś dodatkowe obiekty, których celem jest "ozdobienie albumu". Voetbalplaatjes do nabycia są od tego roku w dwóch supermarketach: Albert Heijn oraz C1000. W przypadku AH naklejki dostaje się przy zakupie odpowiednich produktów ze znaczkiem "Gratis voetbalplaatjes bij deze actie" albo przy wydaniu co najmniej 10 euro. Naklejek w każdym otrzymanym zestawie jest sześć i nigdy nie wiadomo na co się trafi. Zatem trzeba cierpliwie zbierać, a co ma się w nadmiarze wymieniać* na to, czego się jeszcze nie dostało.
Ponieważ Holendrzy za piłką nożną szaleją i swoje zamiłowanie do niej przelewają na młodsze pokolenia, dzieciakom bardzo zależy na tym, by cały album (który, nota bene, trzeba sobie kupić) uzupełnić. Nie zawsze jednak rodzice mają na tyle pieniędzy, by wydawać dziennie co najmniej 10 euro na zachciankę ich pociechy, dlatego też dzieciaki wpadły na wspaniały pomysł: sępić od innych klientów. Żeby wypełnić swoją "misję", codziennie po szkole, jako nowe "hobby", blokują wyjście z AH i wystawiają swoje małe łapy w kierunku Voetbalplaatjes, które klienci próbują szybko spakować toreb/plecaków/siatek. Od czasu do czasu ktoś, dla świętego spokoju, rzuci hienom naklejki na pożarcie, ale to głównie trafia do jednego z dzieciaków przez co reszta staje się jeszcze bardziej nachalna... Swoją drogą, cała ta sytuacja przypomina mi odcinek 'Night of the living homeless' z South Parku, kiedy to miasteczko nawiedziła plaga bezdomnych żebrzących o drobne... :P

źródło: www.nu.nl

Po paru dniach blokady, pracownicy AH ustawili specjalne barierki, których dzieciaki przekraczać nie mogą. Chociaż i tak nie do końca to funkcjonuje - to znaczy przejść się da, ale co z tego jak i tak za chwilę ktoś ci próbuje wyrwać naklejki z ręki. Dzieciaków (produkujących nieziemski hałas) jest tam od groma**... A wszystko to po to, by mieć szacun wśród innych kolegów i koleżanek w szkole. Bo "ja skompletowałem/łam cały album!".


Ah, byłabym zapomniała - obok albumu można zakupić specjalną puszkę, bodajże do przechowywania naklejek. Na stronie AH można także wstawić swoje zdjęcie w miejsce twarzy piłkarza i zamówić 5 takich naklejek w atrakcyjnej cenie 1,99 euro (plus 0,99 euro tzw. verwerkingskosten). Ile pieniędzy zarobi AH na tej akcji? Zapewne wystarczająco na tyle, żeby pokryć koszta (drogiej!) reklamy:


---------------------------
*9 marca AH organizuje specjalny dzień, w którym dzieciaki mogą się wzajemnie wymieniać obrazkami. Dodatkowo, na stronie AH mogą zagłosować na jednego piłkarza, którego naklejki nie wyprodukowano - pierwsza trójka najpopularniejszych z nich otrzyma swoje oficjalne naklejki... woooow.
**Nie sugerujcie się powyższym zdjęciem, wrzucę wkrótce takie, które bardziej obrazuje sytuację ;)

7 komentarzy:

  1. Nic nowego, wszystkie dzieci coś zbierają. Dawniej to były kapsle, puszki i wszystko inne, co można było ZNALEŹĆ. Dokładnie kiedy ja byłem w podstawówce zaczęło się zbieranie rzeczy, które były produkowane wyłącznie po to, żeby dzieci zbierały (tj. żeby rodzice za nie płacili). Etapem pośrednim były wynalezione lata wcześniej gumy do życia z obrazkami (np. Donald, potem Turbo). Ja się na tym etapie zatrzymałem. Plus, z racji dość częstych wizyt na strzelnicy, miałem niezłą kolekcję paru kilo łusek nabojowych wszelkich kalibrów. Tu nie miałem konkurencji w skali miasta :p
    Potem z niesmakiem tylko przyglądałem się Pokemonom (bo Pokemony były dla mnie samym swoim wyglądem odrażające) i innym prekursorom tego, co atakuje dzieci obecnie.
    A co właściwie chciałem powiedzieć? A! Że najchętniej po prostu wystrzelałbym tych, którzy w tak perfidny sposób wysługują się dziećmi do wysysania pieniędzy z portfeli rodziców.

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak, wiem, nawet piłkarzy mieliśmy, ale to było głównie w gumach czy chipsach, albo osobna kolekcja w połyskujących papierkach, za którą trzeba było sobie zapłacić. Nie pamiętam, żeby u nas było coś takiego dodawane do zakupów (może było, tylko mi umknęło?).
    I problem jest taki, że ta dzieciarnia wie, że ludzie to biorą dla swoich albo znajomych dzieci i stoją w tym wyjściu i prawie wydzierają ci to z ręki. I one tam są CODZIENNIE w liczbie masowej. Siedzą od ostatniej lekcji czasem aż do zamknięcia sklepu.

    OdpowiedzUsuń
  3. No i u nas to było na większą skalę, obrazki czy tam naklejki były dołączane do konkretnego produktu który można było kupić w prawie każdym sklepie. A w Holandii dzieci napadają tylko na sklep jednej marki - dobra reklama tak nawiasem mówiąc.

    OdpowiedzUsuń
  4. O, widzisz, to mnie to ominęło :P A co wtedy dzieciaki zbierały?
    Do powyższej reklamówki tak przy okazji AH zatrudnił znanych piłkarzy - ciekawe ile musieli za to wszystko zapłacić.

    OdpowiedzUsuń
  5. świetna reklama! :)
    ja pamiętam zbieranie naklejek z władcy pierścieni :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja w 4 klasie kupowalem naklejki naszej pierwszej ligi (w ktorej graly takie przeboje, jak Hutnik Krakow, Sokół Tychy czy Raków Częstochowa :D). Szkoda ze nie dodawali tego do zakupow tylko trzeba bylo bulic :P

    OdpowiedzUsuń
  7. Promocja się skończyła, a dzieciaki dalej koczują :P

    OdpowiedzUsuń