poniedziałek, 19 września 2011

Golden Earring

Na początku sierpnia postanowiliśmy doświadczyć holenderskiej kultury muzycznej, wybraliśmy się zatem do miejscowości Tiel na festiwal Appelpop (9-10.09). Interesowały nas głównie dwa zespoły - De Staat, o którym mniej mi wiadomo, może się siostra wypowie (tak czy inaczej warto ich posłuchać ;) oraz właśnie Golden Earring


Golden Earring jest chyba jednym z bardziej znanych międzynarodowo (obok Van Halen'a, Vengaboys, Anouk oraz paru DJów) holenderskich wykonawców muzycznych. Jest także najstarszym na świecie wciąż występującym zespołem rockowym. Powstał 2 sierpnia 1961 roku (50 lat temu!) w dzielnicy Rustenburg/Oostbroek, w okolicach Zuiderpark w Hadze. Jego założyciele - George Kooymans i sąsiad Rinus Gerritsen - mieli wtedy odpowiednio trzynaście i piętnaście lat. Zespół zwał się początkowo The Tornados, ale po odkryciu, że taką nazwę ma już inny zespół, w roku 1962 zmienili The Tornados na The Golden Earrings. Nazwa ta zaczerpnięta została z tytułu piosenki "Golden Earring", wykonywanej przez brytyjską grupę The Hunters. Utworem tym chłopcy otwierali i zamykali swoje koncerty. W 1962 roku dołączył do grupy Fred van der Hilst (perkusja) oraz Hans van Herwerden (gitara). W latach 1962/63 zespół wykonywał głównie covery The Shadows oraz The Ventures. W 1963 roku nastąpiła pierwsza zmiana w grupie - Van Herwerden zastąpiony został przez Peter'a de Ronde. W 1964 roku Krassenburg stanął na czele jako wokalista. Rok później odszedł Van der Hilst, a w jego miejsce na perkusji zasiadł Jaap Eggermont. W roku tym The Golden Earrings znaleźli również menedżera - Freddiego Haayen'a - oraz z piosenką "Please go" znaleźli się na holenderskich listach przebojów (miejsce 9).


Dzięki ogromnemu wsparciu ze strony m.in. Haayen'a, nagrana w londyńskim studio Pye Records piosenka "That Dayw roku 1966 znalazła się na drugim miejscu holenderskiej listy przebojów Veronica Top 40. W następnych latach powstały kolejne przeboje: "In My House" (1967), "Sound of the Screaming Day" (1967), "I've Just Lost Somebody" (1968), pierwszy "numer jeden" listy Top 40 "Dong-Dong-Di-Ki-Di-Gi-Dong" (1968) oraz Just a Little Bit of Peace in My Heart (1968). Należy w tym miejscu dodać, że w roku 1967 nastąpiła istotna zmiana w składzie zespołu - wokalista Krassenburg zastąpiony został przez Barry'eg Hay'a, który w zespole pozostał po dziś dzień. Zespół porzucił również "-s" z nazwy.

Lata 1968/69 to okres próby "podboju" Stanów Zjednoczonych, głównie za pomocą psychodelicznego albumu "Eight Miles High" i 18-minutowego covera piosenki The Byrds pod tym samym tytułem. Nie będę tutaj przytaczać tego, co dokładnie jest napisane w holenderskim artykule, ale podobno zachwycony był nimi sam Jimi Hendrix ;) W roku 1970 nastąpiła ostatnia zmiana w składzie zespołu - perkusistą został (poprzedzony chwilowo przez Sieb'a Warnera) Cesar Zuiderwijk, który później stał się sławny z katapultowania się ze swojego instrumentu po zakończeniu perkusyjnego solo ;) W tym samym roku wyszedł ich singiel "Back Home", który uplasował się na miejscu 1 listy Hilversum 3 Top 30. Na tej samej liście uplasowały się również następne przeboje Golden Earring - "Holy Holy Life" (1971), "She Flies On Strange Wings" (1971), "Buddy Joe" (1972) oraz "Stand By Me" (1972). W roku 1972 zespół odbył trasę koncertową po Europie grając jako support The Who


Wybicie się na arenę międzynarodową zapewniły zespołowi piosenka "Radar Love" (1973) oraz album "Moontan" (1973). W latach 1974-77 Golden Earring intensywnie koncertował w Stanach Zjednoczonych jako support zespołów Kiss oraz Aerosmith, a także obok Led Zeppelin, Santany, Erica Claptona, Pink Floyd, King Crimson, Rush i innych. W latach 1975-76 z udziałem klawiszowca Roberta Jana Stips'a powstały albumy "Switch" oraz "To The Hilt", a z gitarzystą Eelco Gelling'iem kolejne dwa: "Contraband" (1976) oraz "Live" (1977). 


Po sukcesie "Radar Love" Golden Earring podjął błędną decyzję zmiany swojego wizerunku - zarówno zmiany stylu muzycznego, jak i stylu ubierania się. Kolejne kawałki, takie jak Ce soir (1975) czy Sleepwalking (1976) oraz albumy "Grab It For a Second" (1978), "Weekend Love" (1979), "No Promises No Debts" (1979) oraz "Prisoner of The Night" (1980) spotkały się z brakiem zainteresowania. Golden Earring zarzucano brak wyczucia "ducha czasu", nie potrafiono także "zdefiniować" co to dokładnie był za zespół i jaki miał styl. Przestali być atrakcyjni zarówno dla publiczności, jak i dla inwestorów. Członkowie postanowili zawiesić działalność.


Krótko po podjęciu decyzji o zawieszeniu działalności (po 20 latach od powstania), w 1982 roku udało się Golden Earring wrócić za sprawą singla "Twilight Zone" oraz albumu "Cut". Tytuł albumu wział się od gestu z planu filmowego, którym reżyser kończy nagrywanie sceny. Takie też miało być jego przeznaczenie - pożegnanie z publicznością, ostatnie "cięcie" przed opadnięciem kurtyny. Piosenka "Twilight Zone" natomiast, napisana przez George'a, miała znaleźć się na jego płycie solo. Jednak po emocjonalnym spotkaniu zespołu ze swoim menedżerem, George postanowił zamieścić ją na ostatniej płycie Golden Earring. Intensywna promocja piosenki (jej wyreżyserowany teledysk był m.in. często puszczany na świeżo powstałym MTV) przyniosła jej miejsce w pierwszych dziesiątkach list przebojów w Ameryce. Po sukcesywnej (również finansowo) trasie koncertowej po Stanach Zjednoczonych nikt już nie myślał o tym, żeby rozwiązać zespół.

Półtora roku później wyszedł nowy hit - "When the Lady Smiles(jeden z moich ulubionych ;) z albumu "N.E.W.S." (1984), również z wyreżyserowanym teledyskiem. Piosenka ta stała się piątym "numerem jeden" zespołu na holenderskich listach przebojów. W Stanach jednak nie zyskała popularności, głównie za sprawą cenzury medialnej, przez którą m.in. znaczna część teledysku została wycięta, ocenzurowany klip można było zobaczyć tylko w nocy, a w radiu puszczano piosenkę bardzo rzadko. Po powrocie do kraju Golden Earring wykonali koncert "Back Home" w Leiden, który został na zlecenie MTV America nagrany, i z którego kawałki znalazły się na kolejnej płycie - "Something Heavy Going Down" (1984). Następnie ukazał się mniej popularny album "The Hole" (1986), po którym grupa pogrążyła się w tymczasowym finansowo-artystycznym kryzysie. Przed bankructwem uratował ich kolejny album - "Greatest Hits", po wydaniu którego Golden Earring wyruszyło w kolejną europejską trasę koncertową, m.in. do Szwajcarii, Niemiec, Austrii oraz NRD. W międzyczasie wyszła zdominowana przez elektronikę, mało sukcesywna płyta "Keeper of the Flame" (1989) z piosenką "Turn The World Around", którą Golden Earring wykonał w NRD na krótko przed upadkiem muru berlińskiego.




Na szczęście dla zespołu w roku 1991 ukazał się odświeżony, rockowy album "Bloody Buccaneers" z pięknym singlem "Going to the Run", który uplasował się w pierwszej trójce na listach przebojów. Rok później wyszedł akustyczny krążek "The Naked Truth", po wydaniu którego Golden Earring zaczął koncertować akustycznie. Popularność zespołu wzrosła do tego stopnia, że nawet z Ameryki płynęły zaproszenia na koncerty jako support. Zaproszenia te były jednak odrzucane z powodu... braku wolnego czasu. Kolejne albumy to "Face it" (1994), "Love Sweat" (1995) zawierający głównie covery numerów, które zainspirowały zespół, "Naked II" (1997) oraz mocniejszy "Paradise in Distress" (1999). Golden Earring wydali także płytę live "Last Blast of the Century" (2000) z utworami wykonanymi podczas ich ostatniego w 2000 roku koncertu. W tym samym roku ukazała się kompilacja "The Devil Made Us Do It", której sprzedaż przeszła oczekiwania. Ostatnia dekada to albumy "Millbrook USA" (2003), akustyczny-live "Naked III" (2005), live "Live in Ahoy" (2006), długo oczekiwana książka "Golden Earring" (grudzień 2005) oraz mnóstwo koncertów. Obecnie pracują nad nową płytą, nagrywaną od lipca 2011 roku w Abbey Road Studios w Londynie.




Wracając jeszcze do tego, od czego w zasadzie zaczęłam, czyli do koncertu podczas festiwalu Appelpop - przyznam, że się pozytywnie zaskoczyłam. Co prawda Golden Earring powinien się dzisiaj nazywać "Grey" Earring, ale jak na dziadków mają oni wciąż niesamowitą energię, którą potrafią porwać tłumy ;) Koncert genialny!

środa, 24 sierpnia 2011

Kasteel de Haar

Kolejna z mniej przez Holendrów znanych atrakcji: Kasteel (zamek) de Haar, położony w Haarzuilens - okolice Vleuten, prowincja Utrecht. Jest to największy zamek w Holandii, obudowany z cegły w latach 1892-1912 w stylu neogotyckim na ruinach starego. Obok zamku stoi kaplica.


Historia powstania poprzedniego zamku do końca nie jest znana - trwają badania. Wiadomo jednak, że należał on do wpierw rodziny De Haar, a po małżeństwie Yosiny de Haar z Dirkiem van Zuylen van Harmelen przeszedł on w roku 1449 w ręce rodziny Van Zuylen. Zamek ten stopniowo rozbudowywano, do momentu śmierci ostatniego właściciela. Od roku 1674, kiedy to w wyniku tornado (które uszkodziło również Katedrę Św. Marcina w Utrechcie) znaczna jego część została zniszczona, obiekt popadał w ruinę...


A teraz właściwa historia ;)

Dawno, dawno temu (w XIX wieku) żył sobie mężczyzna imieniem Etienne. Etienne miał tytuł barona, ale baronem był raczej ubogim. Ubogość przeszkadzała mu w realizowaniu swoich ambicji, którymi było m.in. stworzenie czegoś ogromnego, co przetrwałoby wieki. Ale Etienne był człowiekiem mądrym i sprytnym. Pewnego dnia poznał on Hélène de Rothschild. Kobieta ta, przeciwnie do Etienne, miała pieniądze, ale nie miała tytułu. Jakoś się dogadali, 16 sierpnia 1887 roku wzięli ślub w Paryżu i tak to Etienne miał do dyspozycji majątek rodziny bankierów. Tak się złożyło, że w roku 1890 baron Etienne van Zuylen van Nyevelt van de Haar odziedziczył wyżej wymienione ruiny po swoim ojcu Gustave. Dzięki fortunie swojej żony mógł w końcu zrealizować swoje marzenia... i odbudować (z pompą) zamczysko.


W 1891 roku, podczas wizyty Etienne i Hélène w ruinach zamku, natrafili oni w bezpośrednim otoczeniu ruin na małą wioskę - starą wieś Haarzuilens. W miejscu obecnego ogrodu rzymskiego znajdowała się główna ulica wsi z pompą, oraz różne domki mieszkalne, gospoda i farmy. Ponieważ Etienne chciał, aby zamek znajdował się w swoich dawnych granicach, musiał on przekonać mieszkańców Haarzuilens do odsprzedania mu swoich domów i ziemi. Wybudował zatem dla nich osobną, położoną ok. kilometr na wschód od zamku, nowoczesną i luksusową jak na tamte czasy wioskę (czyt. domy wyposażone w oświetlenie, ogrzewanie, ratusz etc.), do której mogli się przenieść.


Po pozbyciu się "problemów" przystąpiono do właściwych prac. Do odbudowy zatrudniono bardzo znanego wówczas architekta Pierre Cuypers'a (m.in. Rijksmuseum i Dworzec Centralny w Amsterdamie, Sint-Catharinakerk w Eindhoven czy Sint-Antonius van Paduakerk w Brukseli), który w ścisłej współpracy ze swoim synem Joseph'em zajęty nią był przez 20 lat. Mimo, że właściciele nie planowali w zamku mieszkać, architekt wyposażył budowlę we wszystkie "mieszkalne" udogodnienia. Co więcej, wprowadził do wnętrza parę innowacji. Przybywający do niego tłumnie w okresie wczesnej jesieni goście mogli się zachwycać m.in. elektrycznym oświetleniem z własnym generatowem, czy centralnym ogrzewaniem (system parowy niskociśnieniowy - instalacja ta jest uznana międzynarodowo jako dziedzictwo przemysłowe). Kuchnia była, jak na tamte czasy, bardzo nowoczesna. Do dzisiaj zachowała się ogromna kolekcja miedzianych garnków i patelnii oraz ogromny, ok. 6-metrowy piec firmy Drouet, w którym palono węglem. Kafelki w kuchni, specjalnie wypalone przez firmę Van Hulst w Harlingen, przyozdobione są herbami rodów Van de Haar oraz Van Zuylen. 


Wnętrze zamku, którego przewodni motyw zaprojektowano w stylu neogotyckim, jest bardzo bogate i udekorowane w stylu "eklektycznym". Wszystkie rzeźby, malowidła,  dębowe meble, witraże oraz elementy kute zostały ręcznie wytworzone w warsztatach Van Cuypers'a w Roermond lub w warsztatach specjalistów, z którymi architekt już wcześniej współpracował. Ponieważ Cuypers projektował i budował wcześniej głównie kościoły (oraz ponieważ Etienne sobie tak zażyczył), wnętrze sali głównej - z gotyckimi oknami, rozetami, pinaklami i ogromnymi malowidłami - przypomina wnętrze kościoła katolickiego. Obok głównej konstrukcji, Cuypers zaprojektował i wykonał także szereg mniejszych, ruchomych rzeczy, takich jak stół w jadalni z krzesłami, obrotowe kanapy, mównicę, sekretarzyk czy srebrne sztućce z herbami rodów. Warte nadmienienia jest to, że w całym zamku jest jedynie parę nawiązań do żydowskiego pochodzenia rodziny De Rothschild, która w zasadzie go ufundowała. Natomiast herby rodów Van Zuylen oraz Van de Haar pojawiają się prawie na każdym detalu.


Właściciele mieszkali w zamku tylko jeden miesiąc (wrzesień) w roku. Tradycja ta utrzymywana była przez kolejnych dziedziców, do czasów obecnych. W tym też miesiącu zamek był zamknięty dla zwiedzających. Ostatni właściciel - Thierry baron van Zuylen van Nyevelt - także pomieszkiwał tam co roku z całą rodziną i służbą. Zmarł on w styczniu br. nie pozostawiając po sobie męskiego potomka.


Od 2000 roku Kasteel de Haar oraz położone w jego otoczeniu park i ogrody (ponad 45 ha) nie należą do rodziny Van Zuylen, ale do Fundacji Kasteel de Haar. Rodzina Van Zuylen jest wciąż właścicielem kolekcji mebli i dzieł sztuki, które przekazała Fundacji w umowie użyczenia zawartej na 30 lat. Także posiadłość ziemska Haarzuilens (350 ha) w roku 2000 odsprzedana została Vereniging Natuurmonumenten (Stowarzyszenie Pomników Przyrody). Zamek można zwiedzać wewnątrz (za 9,5 euro/os.) lub można wykupić bilet wstępu tylko do parku i zobaczyć go z zewnątrz (3 euro/os.).


Na koniec ciekawa historia związana z parkiem i ogrodami zamku De Haar. Zostały one zaprojektowane w roku 1895 przez architekta Hendrik'a Copijn w ścisłej współpracy z Cuypers'em. Park w stylu angielskim, ogrody zainspirowane ogrodami wersalskimi - w stylu francuskim. Ponieważ baron Etienne nie chciał jednak czekać, aż drzewa w jego parku wyrosną na tyle, by móc się cieszyć spacerami w ich cieniu, zatrudnił on specjalistów od przeszczepiania drzew. Około 7 tysięcy 30-50 letnich drzew z całej prowincji Utrecht zostało wykopanych, przetransportowanych na tzw. Mallejannen i zasadzonych na terenie parku. Legenda mówi, że baron wykupił nawet budynek w centrum Utrechtu celem jego zburzenia, żeby jego drzewa łatwiej mogły wyrobić "trudny zakręt"... 

Natomiast w ogrodach każdego roku po 15tym maja sadzi się ponad 10.000 kolorowych, jednorocznych kwiatów letnich. 


Kinderdijk

Kinderdijk to jedno z tych miejsc w Holandii, w którym większość Holendrów jeszcze nie była - czyt. atrakcja czysto turystyczna. Jest to mała wioska położona w gminie Nieuw-Lekkerland (prowincja Holandia Południowa), około 15 kilometrów na wschód od Rotterdamu, która słynie ze znajdujących się tam zabytkowych wiatraków. Wiatraki z Kinderdijk w roku 1997 zostały wpisane na listę światowego dziedzictwa przyrody UNESCO.


Powstanie wiatraków wiąże się z położeniem Kinderdijk - wieś ta znajduje się bowiem na polderze Alblasserwaard, w miejscu złączenia się rzek Noord oraz Lek. Początkowo sprawdzał się system kanałów odprowadzających wodę z polderu, ale z biegiem czasu w kanałach zaczął osadzać się piasek, co je znacznie spłycało. Żeby chronić Kinderdijk przed zalaniem, waterschappen ("zarządy wodne") De Overwaard oraz De Nederwaard wybudowały wiatraki celem odpompowywania wody z polderu. W roku 1738 De Nederwaard postawił osiem z nich - zbudowanych z kamienia, na planie koła. Wiatraki te różnią się od siebie wyłącznie detalami (budowane były przez różnych wykonawców) a rozpiętość ich skrzydeł wynosi od 27,5-28 metrów. Dwa lata później kolejne osiem, tym razem na planie ośmioboku i o rozpiętości skrzydeł od 28,6-29,5 metra, powstało w basenie zarządu De Overwaard. Rozmieszczenie wiatraków można zobaczyć tutaj: Kinderdijk. Oprócz wspomnianych 16, w Kinderdijk znajdują się jeszcze trzy "specjalne" wiatraki: tzw. "wipmolen" z roku 1620 na polderze Blokweer, oraz dwa: De Hoge Molen oraz De Lage Molen z roku 1760, zbudowane na planie ośmioboku i pokryte strzechą - na polderze Nieuw-Lekkerland. Mimo, że większość z nich jeszcze działa, odpompowywanie wody przejęte zostało przez dwie stacje napędzane olejem napędowym. 


Proces odpompowywania ma dwa stopnie: pierwszy stopień to odpompowanie wody z najniższego (poziom polderu) do wyższego basenu, który ciągnie się przez cały Alblasserwaard. Kolejny stopień to wpompowanie wody do zbiornika, skąd wypuszczana jest ona dalej przez śluzę do rzeki. Różnica poziomów przepompowywanej wody wynosi ok. 140 cm.



Widoczne z daleka wiatraki służyły dawniej do sygnalizacji. Poniższe zdjęcie przedstawia ułożenie skrzydeł wiatraka i znaczenie poszczególnych układów (krótka przerwa, długa przerwa/nieczynny, święto i żałoba).

www.wiatrak.nl








Ciekawostki:
  • Wiatrak (wipmolen) "De Blokker", mimo że zaliczany do wiatraków z Kinderdijk, oficjalnie należy do gminy Alblasserdam;
  • "De Blokker" spłonął w roku 1997, został odbudowany i oddany do ponownego użytku w roku 2000;
  • Jeden z wiatraków (okrągłych) można zobaczyć od środka (za "niewielką" opłatą wynoszącą 6 euro/os.);
  • Powierzchnia polderu Alblasserwaard wynosi 24.000 ha;
  • W połowie XX wieku zniszczeniu uległ 20ty wiatrak, trzeci z polderu Nieuw-Lekkerland. Jego skrzydła zbyt szybko się obracały i nie utrzymał on ich ciężaru. Wiatrak ten nigdy nie został odbudowany;
  • "De klap van de wiek krijgen" - "rąbnięty skrzydłem" - powiedzeniem tym oznacza się kogoś, kto plecie bzdury;
  • Od roku 1886, jako pierwsze miejsce w Holandii, Kinderdijk ma prąd.

wtorek, 14 czerwca 2011

Bellenblazer - otwarcie

Obiecane zdjęcia! :)

het draaiorgel (katarynka)


Przyczyna całej imprezy: De Bellenblazer



Od tej miłej pani...

...dostaliśmy bańki mydlane.

A od tej pani po gałce lodów ;)

Magik/kuglarz/żongler/etc.





Uroczyste otwarcie wśród baniek mydlanych

Burmistrz miasta - Peter Den Oudsten


Piosenka na zakończenie imprezy

Maszyna produkująca bańki mydlane na skalę masową


A teraz pytanie na koniec - i po co to wszystko...? :)

Bellenblazer Roombeek

W marcu pisałam o specyfice dzielnicy Roombeek w Enschede. Odbudowa dzielnicy po katastrofie fajerwerkowej trwa po dziś dzień, a architekci-artyści co chwila rzucają nowe pomysły na to, jak Roombeek jeszcze bardziej "upiększyć" i zachęcić tym samym mieszkańców Enschede do jego częstego odwiedzania. Jednym z takich artystycznych projektów jest rzeźba pt. De Bellenblazer, a po naszemu - "puszczający bańki mydlane"... 

De Bellenblazer stanie (w zasadzie już jest postawiony, dzisiaj o godzinie 19.00 nastąpi jego uroczyste otwarcie) obok centrum kultury zwanego Prismare. Prismare to "serce" dzielnicy, miejsce spotkań ludzi, rozmaitych stowarzyszeń, organizacji oraz przedsiębiorstw chętnych do tego, by coś wspólnie zorganizować. W budynku tym znajduje się teatr, biblioteka dla dzieci oraz mnóstwo pomieszczeń, które można zagospodarować na własne potrzeby, np. na organizację warsztatów dla starszych i młodszych.

www.tctubantia.nl

Autorami projektu De Bellenblazer są dwaj artyści z Enschede: Dorien Boekhout (idea i forma) oraz Paul Klotz (technika). Wykonawcą jest firma X kwadraat. Bellenblazer składa się z trzech słupów o wysokości 9 m; 7,6 m oraz 6,5 m. O najwyższy słup opierają się dwie postacie - jedna czerwona wysokości 6 metrów, na której kolanach siedzi druga - mniejsza (3,2m) pomarańczowa. O inny słup opiera się fioletowy kot wysokości ponad 1 metra. Obie postacie "puszczają" bańki mydlane - jest ich 7, wypełniane są powietrzem z pomp zamieszczonych w słupach i mają średnice od 1 do ok. 2,5 metra. Bańki, które zrobione są z materiału EFTE (etylen tetrafluoroetylen), odpornego na zmiany temperatury, kręcą się podczas wietrznej pogody. Na cienkich rurkach w środku baniek zamocowane jest oświetlenie LED, którego jasność i kolor zależy od siły wiatru.

Rzeźba (podobno) jest interaktywna. Dzięki zamocowanym przy wejściu do Prismare głośnikom oraz zamieszczonych na rzeźbie kamer na podczerwień mają uruchamiać się efekty świetlne i dźwiękowe gdy ktoś zbliży się do Bellenblazer'a. Czy tak jest, przekonamy się dzisiaj o godzinie 19.00. Zdjęcia zamieszczę późnym wieczorem ;)

Ik ben benieuwd! ;)

poniedziałek, 13 czerwca 2011

Zielone Świątki

Czym są Zielone Świątki (hol. Pinksteren) chyba nie muszę pisać. O czym jednak warto napisać to to, że Pinksteren w Holandii jest uważane za jedno z ważniejszych świąt, które obchodzi się tutaj aż 2 dni, a w okolicach miejscowości Zaandam (Zaanstreek) nawet 3 dni. Przez te 2(3) dni oczywiście się nie pracuje, podobnie jak nie pracuje się w dzień Wniebowstąpienia (Hemelvaartsdag), który w tym roku przypadł na 2go czerwca. Jednocześnie świąt tych się specjalnie (na skalę państwową) obecnie nie obchodzi - Holendrzy traktują je raczej jako "mini wakacje". W miejscach, gdzie jeszcze coś się organizuje (wschód i południe państwa oraz Wyspy Fryzyjskie), obchody Pinksteren przybierają formę imprez dla dzieci.

Dlaczego piszę tego posta? Ponieważ nie do końca rozumiem, dlaczego Holendrzy utrzymują te "święta", skoro coraz mniej ludzi jest z nimi związanych. Religia stopniowo traci znaczenie dla Holendrów. Brak przynależności do jakiejkolwiek społeczności religijnej deklaruje ponad 44% obywateli, czyli największa grupa. Ponadto coraz więcej zarejestrowanych chrześcijan nie identyfikuje się ze swoją wspólnotą religijną, a tylko 2% społeczeństwa chodzi regularnie do kościoła. Natomiast z przeprowadzonej w 2006 roku sondy wynika, iż 27% społeczeństwa nie wierzy w istnienie jakiegokolwiek boga. Znaczna część świątyń katolickich i protestanckich pełni obecnie inne funkcje niż sakralne: są wśród nich muzea, galerie sztuki, dyskoteki, parking dla rowerów itd.

Jak widać wynika z tego, że koronnym argumentem za utrzymaniem "obchodzenia" tych świąt jest dzień wolny od pracy i tego Holendrzy będą się mocno trzymać. Co ciekawsze, pojawiają się głosy wśród środowisk holenderskich, żeby święta chrześcijańskie, takie jak Pinksteren czy Hemelvaartsdag, wymienić z niektórymi świętami muzułmańskimi, z którymi przecież identyfikuje się znacznie więcej obywateli Holandii...

czwartek, 19 maja 2011

Narodowy Dzień Pamięci o Zmarłych

Narodowy Dzień Pamięci o Zmarłych to drugie z zaległych, wartych opisania, narodowych "świąt" Holandii. W dniu Nationale Dodenherdenking społeczeństwo holenderskie wspomina cywilów oraz wojskowych, którzy zginęli od momentu wybuchu drugiej wojny światowej (przypominam, że dla Holendrów jest to dzień 10 maja 1940 roku) w wojnach oraz w operacjach utrzymania pokoju, zarówno na terenie Królestwa Niderlandów, jak i na całym świecie*.


Nationale Dodenherdenking obchodzone jest 4 maja i poprzedza Dzień Wyzwolenia (Bevrijdingsdag - wyzwolenie Holandii spod niemieckiej okupacji). O ile Bevrijdingsdag to święto wolne od pracy, o tyle Nationale Dodenherdenking jest normalnym dniem pracy, a właściwa uroczystość rozpoczyna się pod wieczór. W dzień ten, od godziny 18.00 do zachodu słońca, flagi opuszczane są do połowy masztu.

Wspominanie zmarłych ma miejsce na Placu Dam w Amsterdamie, na którym znajduje się Nationaal Monument - pomnik upamiętniający wyzwolenie miasta spod okupacji niemieckiej w 1944 roku. W uroczystości uczestniczy rodzina królewska, członkowie rządu, przywódcy wojskowi, reprezentanci holenderskiego ruchu oporu oraz innych grup społecznych. Wszystko odbywa się według stałego wzoru. Ceremonia rozpoczyna się o godzinie 18.55 w położonym na Placu Dam kościele Nieuwe Kerk, w którym zbiera się wyżej wymieniona grupa osób. W Nieuwe Kerk wygłaszane jest czwartomajowe czytanie. O godzinie 19.50 królowa opuszcza kościół (od tego momentu uroczystość można zobaczyć w telewizji publicznej) i w otoczeniu swojej rodziny, kilku polityków i wysokopostawionych wojskowych, udaje się pod pomnik na Placu Dam. Pod pomnikiem członek Narodowego Komitetu 4-tego i 5-tego Maja wygłasza następujący tekst:

"Tijdens de Nationale Herdenking herdenken wij allen - burgers en militairen - die in het Koninkrijk der Nederlanden of waar ook ter wereld zijn omgekomen sinds het uitbreken van de Tweede Wereldoorlog, in oorlogssituaties en bij vredesoperaties. Alle herinneringen daaraan komen samen tijdens de Nationale Herdenking. Om acht uur is het overal in Nederland twee minuten stil. Twee minuten, waarin we ons realiseren dat we hier in vrijheid twee minuten stil kunnen en mogen zijn. Ter nagedachtenis aan allen die zijn omgekomen, leggen Hare Majesteit de Koningin en Zijne Koninklijke Hoogheid de Prins van Oranje de eerste krans bij het Nationaal Monument."

Co oznacza w wolnym tłumaczeniu:

"Podczas Narodowego Dnia Pamięci o Zmarłych wspominamy wszystkich - cywilów oraz wojskowych - którzy zginęli w Królestwie Niderlandów lub na świecie od momentu wybuchu drugiej wojny światowej, w wojnach i podczas operacji pokojowych. Wszystkie wspomnienia o tych wydarzeniach jednoczą się podczas Dnia Pamięci o Zmarłych. O godzinie ósmej cała Holandia na dwie minuty pogrąża się w ciszy. Dwie minuty, podczas których zdajemy sobie sprawę z tego, że my tutaj wolni dwie minuty w ciszy możemy stać. Ku pamięci wszystkich poległych składają Jej Królewska Mość Królowa oraz Jego Królewska Wysokość Książę Oranii pierwszy wieniec pod Pomnikiem Narodowym."

Po czym królowa oraz książę koronny składają wieniec w imieniu wszystkich obywateli Holandii. Sygnał "taptoe" odegrany na trąbce oraz bicie zegara na Nieuwe Kerk sygnalizują początek ciszy. Wszystko w Holandii zamiera na dwie minuty. Po zakończeniu ciszy odegrany zostaje Wilhelmus - hymn Niderlandów, śpiewany przez wszystkich zebranych na placu. Następują przemowy na temat znaczenia 4 maja oraz składane zostają kolejne wieńce przez rząd, parlament, holenderskie siły zbrojne, ruch oporu oraz inne organizacje i grupy społeczne. Co roku organizuje się także konkurs dla uczniów szkół na napisanie wiersza związanego z tematyką Dodenherdenking - zwycięski wiersz zostaje odczytany podczas uroczystości. Na koniec pod pomnikiem kładą kwiaty dzieci z lokalnych szkół. Królowa odchodzi od pomnika, do którego teraz mogą podejść wszyscy i złożyć kwiat.


Obchody tego święta miałam możliwość obejrzeć dwa razy - w zeszłym oraz w obecnym roku. W zeszłym roku zdarzył się podczas uroczystości incydent. W czasie dwóch minut ciszy na Placu Dam pewien mężczyzna zaczął przeraźliwie wrzeszczeć, a inny krzyknął "Bomba, bomba, uciekać!". Ktoś inny upuścił walizkę, w której, jak się później okazało, były rzeczy osobiste. Wszystko to wywołało panikę wśród zebranych tłumnie ludzi, którzy w pamięci mieli zamach podczas obchodów Dnia Królowej z poprzedniego roku. Ludzie zaczęli uciekać, popychać i deptać innych po drodze. Rodzina królewska została natychmiast odprowadzona w bezpieczne miejsce. Po opanowaniu sytuacji dokończono ceremonię według planu. Całe to zdarzenie okazało się być głupim żartem (pijanego człowieka), w wyniku którego obrażeń doznały 63 osoby. Sprawcy zostali zatrzymani przez policję.


-----------------------------------------------------
* Do roku 1961 wspominano jedynie Holendrów, którzy polegli podczas drugiej wojny światowej.