piątek, 12 listopada 2010

Polityka integracyjna w Holandii do rządów Balkenende

Od października tego roku, dzięki uprzejmości gminy, uczestniczę w darmowym kursie języka holenderskiego (normalnie taki kurs kosztuje od 2 do 10 tysięcy euro, w zależności od tempa nauki oraz poziomu zaawansowania). Kurs ten przeznaczony jest dla imigrantów (spoza Unii Europejskiej), którzy w zasadzie zmuszeni są w nim uczestniczyć. Imigrantom przysługuje tutaj bowiem zasiłek społeczny, ale wymogiem jego otrzymywania jest aktywna integracja. Oznacza to, że muszą oni wziąć udział w kursie integracyjnym, czyli nauce języka połączonej z poznawaniem kultury holenderskiej, który kończy się egzaminem państwowym.

Skąd problem imigrantów w Holandii? Na podstawie holenderskiego artykułu "Immigratiebeleid (Nederland)" ostaram się pokrótce przedstawić historię.
Od końca XVI wieku Holandia uczestniczyła w kolonizacji nowo odkrywanych ziem. W wieku XX pod zwierzchnictwem holenderskim pozostawały do 1949 roku Holenderskie Indie Wschodnie (obecna Republika Indonezji) oraz do 1975 roku Gujana Holenderska (Surinam).
Na przełomie XVI i XVII wieku na teren obecnego Królestwa Niderlandów napływała ludność różnego pochodzenia. Holandia jako kraj handlowy, zatem otwarty i tolerancyjny (także pod względem religijnym), przeżywający swój rozkwit, przyciągała do siebie kupców oraz uchodźców z całego świata. Napływ ten zmalał jednak znacznie po zakończeniu się Złotego Wieku. Do początku XX wieku imigracja nie istniała. 
Podczas I wojny światowej w neutralnej Holandii schronienie znaleźli uciekinierzy (ponad 1 milion osób) z zaatakowanej przez Niemcy Belgii. Po wojnie większość z nich wróciła jednak do domu. W latach 30-tych, po przyjęciu ustaw norymberskich przez niemiecki Reichstag, do neutralnej Holandii zaczęli uciekać Żydzi. Żeby zmiejszyć nagły napływ uchodźców, holenderski rząd ogłosił warunki: wolny wstęp do kraju mieli Żydzi zamożni, natomiast ci, którzy nie mieli majątku, musieli udowodnić, że w ich własnym kraju grozi im ogromne niebezpieczeństwo. Ponieważ było to trudne do udowodnienia, tylko niewielu z nich udało się przekroczyć granicę. Powody wyznaczenia takich warunków były dwa: po pierwsze Holandia znajdowała się wtedy w fatalnej sytuacji gospodarczej (bardzo wysoka inflacja oraz bezrobocie), po drugie rząd obawiał się, że przyjęcie na swoje terytorium zbyt dużej liczby ludności żydowskiej może mieć złe skutki w obliczu szybko rozwijającego się antysemityzmu. W późniejszych latach napływ prześladowanych Żydów do Holandii się zwiększył. Neutralność nie uchroniła jednak kraju od wyniszczającej wojny i Holocaustu. Po wojnie ci, którzy przeżyli, wyemigrowali do Stanów Zjednoczonych oraz do Palestyny.
Pomiędzy rokiem 1945 a 1965 do kraju zaczęli napływać w pięciu falach mieszkańcy (Holendrzy, Indonezyjczycy oraz Molukowie) byłej kolonii Holenderskie Indie Wschodnie. Największa fala napłynęła po nadaniu Indonezji niepodległości, czyli po roku 1949. Imigranci ci nie byli mile widziani w kraju, ponieważ Holandia była w fatalnym stanie - zniszczenia powojenne, wysokie bezrobocie, niedobór mieszkań. Dlatego też nie poświęcono tym imigrantom większej uwagi i musieli się oni sami zaadaptować oraz urządzić. Holendrzy skupili się na odbudowie kraju.
Napływ Indonezyjczyków w latach pięćdziesiątych zaczął wzbudzać obawy przed przeludnieniem. Dlatego też rząd zaczął promować emigrację, co przełożyło się na wyjazd około 500 tysięcy Holendrów do Kanady, Stanów Zjednoczonych, Australii, Republiki Południowej Afryki czy Nowej Zelandii. Wyjazd ten nastąpił nie tylko z powodu biedy, ale także z powodu Zimnej Wojny i zagrożenia wybuchu kolejnej wojny światowej. Odbudowa kraju ze zniszczeń wojennych zaczęła postępować jednak szybciej niż założono. W latach sześćdziesiątych zaczęło zatem brakować siły roboczej. Początkowo rekrutowano robotników z Europy Południowej (Hiszpanie i Włosi), w połowie lat 60-tych rekrutacja poszerzyła się o Turcję i Maroko. Holandia zatrudniała głównie osoby z podstawowym wykształceniem, gdyż właśnie oni byli wtedy najbardziej potrzebni w przemyśle. Był to okres wyjątkowy w historii Holandii, bowiem nigdy wcześniej nie stymulowała ona imigracji. Był to także jedyny okres, w którym imigranci byli świadomie i celowo "przyciągani". 
Początkowo rekrutacja przeprowadzana była poza sferą rządową. Pracodawcy sami nawiązywali potrzebne kontakty. Później rząd włączył się w pośrednictwo pomiędzy państwami a pracodawcami, a rekrutacja siły roboczej stała się sprawą państwową. Równolegle do oficjalnej rekrutacji do kraju zaczęła napływać spontanicznie także nieoficjalna siła robocza, potępiana przez rząd.
W zamyśle Holendrów imigracja ta miała być tylko czasowa. Przyczyniać się do tego miały czasowe umowy, po których wygaśnięciu pracownicy mieli (w założeniu) wrócić do ojczystego kraju. Nie poświęcano więc czasu na integrowanie tych "gościnnych pracowników", ponieważ nie miałoby to sensu. Dbano nawet o to, by zachowali oni swoją tożsamość (np. poprzez zakładanie szkół w języku narodowym), by nie mieć problemów po powrocie do domu. Jednak, jak się później okazało, nic z tych założeń nie wypaliło.

Przyczyny integracji, 2003 rok

tworzenie rodzin      /      praca      /      łączenie rodzin
azyl         /         studia       /      inne

Polityka imigracji zarobkowej skończyła się wraz z kryzysem naftowym z roku 1973. Holandia pogrążyła się w zapaści gospodarczej, znów zaczęło rosnąć bezrobocie. Kryzys szczególnie dotknął przemysł. Wielu niewykształconych pracowników straciło pracę i musiało odtąd żyć z zasiłku socjalnego. Wtedy też wyszło na jaw ilu "gościnnych pracowników", pomimo wygaśnięcia kontraktu, zostało (niezarejestrowanych) w Holandii. Do tego dochodziły także rzesze pracowników nielegalnych. Zgodnie z nową regulacją z roku 1975, wszyscy ci imigranci zostali zarejestrowani. Jednocześnie wprowadzono bardzo restrykcyjną politykę przyjmowania, żeby zredukować imigrację. Jedyne czemu rząd nie mógł zapobiec, to łączenie się rodzin, które było legalne zgodnie z przyjętą Europejską Konwencją Praw Człowieka. W latach 70-tych doszedł ponadto problem imigrantów z Surinamu. Obywatele Surinamu mieli prawo do zachowania obywatelstwa holenderskiego i wolnego wstępu do Holandii do roku 1980, co przyczyniło się do masowej emigracji zarobkowej z kraju (która rozwijała w tym czasie politykę społeczną z celem zapewnienia swoim obywatelom dobrobytu). Podobnie jak w poprzedniej dekadzie, w latach 70-tych nie było mowy o integracji. Przeciwnie, imigranci kultywowali swoją tożsamość wewnątrz własnych wspólnot kulturowych.

W latach osiemdziesiątych w końcu doszło do Holendrów, że imigranci do domu już nie wrócą. Nowe umowy międzynarodowe nadawały im coraz więcej praw równych prawom tubylców, i trzeba się było nimi zająć. Ponadto, w tej dekadzie do imigrantów zarobkowych doszły osoby poszukujące azylu, którzy podobnie początkowo byli przyjmowani z otwartymi rękoma, jednak wraz ze znacznym zwiększeniem napływu azylantów, polityka w tej kwestii stała się bardziej restrykcyjna. 
W połowie lat 80-tych wśród tematów obrad w końcu pojawiła się kwestia integracji. Postanowiono, że jeżeli byli "gościnni pracownicy" chcą pozostać w kraju, muszą znaleźć swoje miejsce w holenderskim społeczeństwie. Zaczęto dostrzegać fakt, że imigrantom w Holandii nie wiedzie się dobrze - bez wykształcenia, zazwyczaj bez pracy, żyjąc z zasiłków często dopuszczali się przestępstw i wykroczeń. Celem polityki integracyjnej miała być zatem eliminacja zaległości allochtonów (co w pewnym stopniu się udało). Nacisk został położony na edukację (już nie w językach narodowych) oraz na pomoc na rynku pracy. 
Problem imigrantów podniesiony został po raz pierwszy w polityce przez Frits'a Bolkenstein'a w latach 1991-92, jednak jego wypowiedzi nie znalazły poparcia. Następnie w 2000 roku wydana została książka Paul'a Scheffer'a pt. "Wielonarodowy dramat", która rozpoczęła szerszą dyskusję. Od czasów kontrowersyjnego polityka Pim'a Fortuyn'a zaczęto o tym mówić głośno i otwarcie. 

W latach dziewięćdziesiątych do kraju zaczęli napływać ludzie z Antyli. Dotąd jedynie studenci (którzy mieli taki sam status jak studenci holenderscy, toteż i prawo do grantów i zasiłków) przybywali do Holandii, ponieważ nie stać ich było na studia w Stanach Zjednoczonych. W połowie dekady rozpoczęła się imigracja młodzieży upośledzonej z Antyli Holenderskich. Ludzie zaczęli w Holandii widzieć szansę na poprawę warunków życia (i w sumie ją znaleźli... chociaż nie wszyscy, część nadal pozostaje niezarejestrowana, pracuje na czarno, handluje narkotykami lub trudni się prostytucją). Dziś żyje tu ponad 1/3 ogólnej ludności z Antyli.
Jeżeli chodzi o łączenie rodzin, to liczba ludności przybywająca do Holandii od tej dekady zaczęła maleć. Pojawił się także przepis, że osoby, które pragną się tu osiedlić, przed możliwością ubiegania się o obywatelstwo muszą co najmniej 3 lata legalnie w Holandii pomieszkać jako "obcokrajowcy". Ponadto, osoby, które nie mają pozwolenia na stałe zamieszkanie, nie mają także prawa do łączenia rodzin. Także dla azylantów pogarszały się warunki pobytu w Holandii. Coraz więcej szukających azylu było odsyłanych do ojczystego kraju.

----------

Holendrzy od początku lat 90-tych coraz krytyczniej spoglądają na wielokulturowe społeczeństwo. Większego znaczenia nabiera nacisk na odpowiedzialność imigrantów. Od 1994 roku Holandia wprowadza nowe, neo-republikańskie pojęcie obywatelstwa, co oznacza, że od imigrantów oczekiwany jest przynajmniej minimalny udział w życiu holenderskiego społeczeństwa. Wyrazem tego jest właśnie obowiązkowy kurs integracyjny.

W latach 2003-06 Minister Imigracji i Integracji - Rita Verdonk z partii VVD, wprowadziła bardzo surową politykę powrotu szukających azylu do ojczystego kraju. Surowsze są także zasady polityki admisyjnej dla zwykłych imigrantów. Np. każdy, kto jest legalnym obywatelem Holandii i chce poślubić osobę zza granicy (nie tyczy się państw UE ofkoz) musi zarabiać przynajmniej 120% minimalnej stawki państwowej oraz musi poręczyć za tą osobę. Migranci muszą także zdać egzamin integracyjny w państwie pochodzenia, za który sami muszą zapłacić (przepis z dnia 15 marca 2006). Podniesiono ponadto granicę wiekową obu partnerów z 18 na 21 lat. "Zaskakująco" w latach urzędowania pani Verdonk więcej ludzi z Holandii wyemigrowało, niż do niej przyjechało.
W lutym roku 2007 powołano Nebahat Albayrak z PvdA na stanowisko sekretarza stanu do spraw sprawiedliwości. W ramach tego stanowiska znalazła się polityka imigracyjna. Albayrak wprowadziła mniej restrykcyjną politykę niż Verdonk, co ponownie zachęciło migrantów do osiedlania się w Holandii. Szczególnie zwiększyła się liczba tzw. "importowanych narzeczonych", która wzrosła w stosunku do poprzednich lat o 30%. Pojawiły się też nowe kraje, z których "importowano" partnerów/ki: Irak, Somalia czy Afganistan. W 2008 roku Minister ds Integracji Eberhard van der Laan wyraził swoje zaniepokojenie tym faktem, bowiem Holandia nie jest w stanie zintegrować tak dużej liczby imigrantów. 
Warto też na koniec nadmienić, że od roku 2001 coraz więcej Holendrów emigruje z kraju. Powody najczęściej wymieniane to: natłok ludzi, pogoda, ograniczona przestrzeń, brak bezpieczeństwa. 


Allochtoni w Holandii




27 lutego 2008 roku Holandia miała 16,404,282 obywateli. Według Centralnego Biura Statystycznego (Centraal Bureau voor de Statistiek) 3,216,255 ludzi nie ma pochodzenia holenderskiego, z czego 1,450,101 osób pochodzi z krajów Zachodu (Europa, Ameryka Północna, Oceania, Japonia czy Indonezja), a 1,766,154 osoby pochodzą z państw nie-zachodnich.

2 komentarze:

  1. Hej!
    bardzo ciekawie piszesz, świetny post, fajnie że się integrujesz i oby tak dalej!! a a propos postu to jak byłam w Tanzanii to właśnie 90% białych którzy mieszkają w Mwanzie to Holendrzy :)

    ściskam
    Misia

    OdpowiedzUsuń
  2. dzięki :)
    Powiem Ci, że Holendrzy są wszędzie :P Ale to raczej starsze generacje są skłonne osiedlać się za granicą, młodzież nie jest nawet Erasmusami zainteresowana...
    pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń